
Rok temu wybraliśmy się ze znajomymi do miejsca uważanego za jedno z najpiękniejszych na ziemi czyli na Norweskie Lofoty. Było nas czterech, każdy z wędką, aparatem i karimatą. Spać w Norwegii można "pod chmurką" prawie wszędzie więc jeden z największych kosztów mieliśmy z głowy. Przemieszczaliśmy się samochodem, żeby jak najwięcej zwiedzić. Obraliśmy trasę Bodo-Narvik-A-Bodo. Plan był taki: jak złowimy to zjemy, jak nie złowimy to nie zjemy. W praktyce wyszło trochę inaczej, było wiadomo, że nikt nie pozwoli sobie na głodówkę kiedy panuje dzień polarny, a siły na podróżowanie zwiedzanie jak i łowienie trzeba mieć. No, ale do rzeczy...
Jestem ogromnym fanem tej kolorystyki, tej głębi koloru fotografii analogowej, której nie uzyskamy żadnym aparate cyfrowym . Fotografią analogową zafascynowałem się kilka lat temu i od tamtej pory nie rozstaję się z aparatem. Tak było i tym razem. Przepiękne góry wyrastające z Norweskich fiordów prosiły się o zdjęcia cały czas. Jednak fotografia analogowa na końcu świata ma to do siebie, że szybko się kończy – jeśli nie zabierzesz ze sobą odpowiedniej ilości klisz (a tych zawsze jest za mało!) to ich po prostu nie masz. Jak alkoholu!
Zwiedzaliśmy urokliwe zakamarki okolicy miasta Bodo i w miarę upływu dni przemieszczaliśmy się coraz wyżej na północ w stronę Narviku. Mieliśmy ze sobą wydrukowaną mapę aktywności ryb w regionie w terminie naszej wyprawy, więc trochę ułatwiliśmy sobie zadanie poszukiwania pożywienia. Jak się później okazało ryb było NADWYRAZ dużo. Dorsze, makrele, czarniaki, rdzawce... Łowiliśmy od rana do... rana! Ponieważ było jasno NON STOP. Czasem traciliśmy rachubę czasu i z czystego rozsądku kładliśmy się spać, mimo że ryby brały CO RZUT. To jest totalny raj dla wędkarzy. Mimo tego, że łowiliśmy tylko z brzegu to trafiały się dorsze po kilka kilogramów. Przynęty oczywiście znikały nam w zastraszającym tempie ponieważ prawie każdy zaczep kończył się zerwaniem. Skały są tam bardzo ostre wiec nawet najmocniejsze plecionki nie dawały rady. Na każdej stacji można kupić przynęty wiec to były nasze codzienne przystanki przy przemieszczaniu się miedzy noclegami.
Pogoda nie była po naszej stronie. Region ten charakteryzuje się tym, że po jednej stronie gór może świecić słońce i być totalnie bezchmurnie, kiedy po wyjeździe z tunelu nagle wjeżdżasz w chmury gdzie widoczność spada do 100m i pada nieprzyjemna mżawka. Niestety większość wyjazdu byliśmy po tej gorszej stronie gór:) Wszystkie rzeczy były non stop mokre, ciągłe przepakowywanie irytowało nas coraz bardziej. Miałem moment kiedy już naprawdę czułem, że się rozkładam i dopiero leki zabrane z Polski postawiły mnie na nogi. Mimo niedogodności pogodowych wciąż zwiedzaliśmy okolice, bez znaczenia był fakt, że wierzchołki gór właściwie cały czas były zasłonięte przez chmury.
Aparat był ze mną przy każdym wyjściu na ryby. Stare lustrzanki analogowe mają to do siebie, że są dużo bardziej wytrzymałe na warunki atmosferyczne niż zwykłe cyfrówki. Efekt był taki, że koledzy często robili zdjęcia telefonem ( nie mowie, ze ja nie robiłem! ), bo zostawiali aparaty w samochodzie kiedy ja mogłem bez stresu nieść aparat na szyi. Klisze znikały jak ciepłe bułeczki w niedzielny poranek. Było kilka momentów kiedy musiałem zbastować i przestać robić zdjęcia, bo przed nami były jeszcze całe Lofoty, a ja byłem w połowie klisz.
Po wyjechaniu z Narviku w wielkim deszczu i po niedługiej trasie, w końcu! Dojechaliśmy na Lofoty! Oczywiście PADAł DESZCZ, co zupełnie nie miało wpływu na nasze decyzje dotyczące łowienia. Kiedy w środku nocy ( czyli w środku dnia, bo słońce nie zachodziło tam ani na chwile) z naszej czwórki zostałem tylko ja i Michał dalej starając się złowić jakąś wielka rybę przy małym moście łączącym nieduży fiord z Morzem Norweskim, zostaliśmy zrobieni w przysłowiowego konia przez przepływającego nam pod nogami półtorametrowego Halibuta.
Oczywiście rzucaliśmy mu pod nos naszymi pilkerami, on sobie nic z tego nie robił i płynął jakby nigdy nic, ignorując nas kompletnie by chwilę później zniknąć w głębinach. Oczywiście nie byłby naszym obiadem ani kolacją, bo był na to po prostu za wielki, jednak niezrobionego zdjęcia z nim na brzegu bardzo żałowaliśmy:)
Po czterech dniach w totalnym zachmurzeniu wstaliśmy rano i po ra pierwszy zobaczyliśmy czyste niebo, idealnie ostre szczyty gór i poczuliśmy trochę ciepła na twarzach! Przepiękne widoki towarzyszyły nam przez następne dni. Robiliśmy przystanki gdzie się dało, żeby podziwiać ten fascynujący krajobraz i pstrykać kolejne zdjęcia.
Kolejne miejsca do łowienia dostarczyły nam niezliczone ilości dorszy, czarniaków, rdzawców i makreli, które po przyrządzeniu i usmażeniu w ognisku śmiem określić z czystym sumieniem najlepszymi rybami pod słońcem!
Pewnego razu kiedy już nie mieliśmy ochoty na łowienie ryb (aż trudno uwierzyć, wiem!), postanowiliśmy spędzić noc w górach. Wybraliśmy się tam późnym wieczorem, mimo to na trasie spotkaliśmy tłumy. Po rozbiciu namiotu pod górą Mannen stwierdziliśmy, że jest na tyle jasno i tak pięknie, ze idziemy na sam szczyt. Atak trwał około 2 godzin, ale było warto - po dotarciu na górę około godziny 1:30 zobaczyłem najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałem. Słońce właśnie odbijało się od horyzontu żeby wznieść się i rozpocząć kolejny dzień, widziałem kolejne wyspy na które zmierzaliśmy w połowie przykryte chmurami, plaża na którą planowaliśmy dostać się następneg dnia - coś niesamowitego! Widok wart każdej wydanej złotówki, każdego wyrzeczenia i każdego wysiłku!
Po zejściu z gór następnego dnia dotarliśmy na plażę. Kąpiel w Morzu Norweskim na kole podbiegunowym zaliczona! Woda zimna jak lód jednak nie byłbym sobą nie przepływając kilku odległości.
Kolejne dni to kolejne dech zapierające widoki, masa zdjęć, niezliczone ilości złowionych ryb i niesamowite wspomnienia.
Każdemu kto choć trochę marzy o zarejestrowaniu przepięknych krajobrazów na swoim aparacie, połowieniu silnie walczących ryb i spróbowania takiej formy survivalu z czystym sumieniem polecam tą destynację.
Na koniec zapraszam na analogową fotorelacje tamtych dni!
Więcej zdjęć znajdziecie na moim pentagramie ( analogz.warsaw ) gdzie na bieżąco wrzucam zdjęcia z kolejnych wędkarskich wypraw z aparatem
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie